Na początek chciałabym uspokoić wszystkie  zaniepokojone dusze. Artykuł jest o prokrastynacji, jednakże nie jest (zbyt) długi. Dlatego przeczytaj go już teraz. Zrobisz to później? Och już Ty dobrze wiesz, że co jak co, ale później też tego nie zrobisz 😉 Dlatego poświęć te 5 minut TERAZ i zrób pierwszy krok w kierunku wyeliminowania odwlekania ze swojego życia. 

Źródło: Pixabay

Diagnoza – prokrastynacja

„Bardzo mi przykro, choruje Pani / Pan na prokrastynację.”. To diagnoza którą niewątpliwie usłyszałaby większość studentów przed rozpoczęciem sesji. W grupie ryzyka są jednak nie tylko dzielni żacy, to nieprzyjemne zjawisko może dosięgnąć każdego z nas!

Prokrastynacja (z łaciny procrastinatio – odroczenie) to tendencja do zostawiania wszystkiego na później. Różne badania wskazują na liczne powody dla których ludzie odkładają wykonanie pewnych działań na później. Wśród nich znajdują się między innymi przekonanie o istnieniu idealnego momentu na wykonanie pracy (oczywiście kiedyś w przyszłości, moment idealny nigdy nie jest teraz), brak sprecyzowania co dokładnie i jak trzeba zrobić, brak wiary w sens naszej pracy czy chociażby brak chęci do wykonania zadania. Tuckman, Abry i Smith wyróżnili dokładnie piętnaście takich powodów, o których możecie dokładnie przeczytać pod tym linkiem.

Źródło: Flickr

Inne badanie przeprowadzone przez badaczy Ferrari, Johnsona i McCowna pokazały cztery główne powody dla których studenci odkładają wszystko na tak zwane „później”. Należą do nich:

  • błędna ocena czasu, która pozostała nam na wykonanie zadania
  • przecenianie tego, jak bardzo będziemy zmotywowani do wykonania pracy w przyszłości w porównaniu z teraźniejszością
  • zła ocena czasu potrzebnego na zrealizowanie zadań
  • przekonanie, że aby wykonać konkretne zadania, należy wcześniej spełnić konkretne warunki, jak chociażby odpowiednie nastawienie do pracy czy dobry moment

Sami przyznacie, że powyższe cztery punkty to dla większości definicja przygotowań do egzaminów w sesji 😉

Uwaga! Naukowy bełkot

* osoby o stwierdzonej nietolerancji na naukowy bełkot proszone są o przejście do następnej sekcji

Prokrastynacja, czyli odwlekanie podejmowania ważnych dla nas decyzji lub konkretnej pracy w czasie, stała się ostatnio bardzo modnym słowem. Czym jednak jest z naukowego punktu widzenia? W najprostszy sposób prokrastynację możemy wyobrazić sobie jako odwieczną batalię toczącą się w naszej głowie pomiędzy korą przedczołową a układem limbicznym.

Pierwsza strona konfliktu, kora przedczołowa, odpowiada za podejmowanie racjonalnych decyzji, zarządzanie czasem, planami i ustanawianiem krótko- i długoterminowych celów. Jest królestwem racjonalnego myślenia i podejmowania decyzji o krokach, które powinniśmy wykonać, aby ostatecznie zrealizować swoje plany. Druga strona konfliktu (czyli układ limbiczny) odpowiada za emocje. To właśnie on odpowiada za poczucie natychmiastowej nagrody po, dajmy na to, obejrzeniu kilkuminutowego, śmiesznego, ale nie wnoszącego niczego nowego w nasze życie, filmiku na YouTube. Arbitrem i osobą mającą ostateczne, decydujące zdanie o wyniku batalii ma nikt inny jak każdy z nas. To my przesądzamy o wyniku starcia. Niestety w przypadku większości ludzi zwycięża chęć dostania natychmiastowej nagrody, doznania przyjemności tu i teraz, bez wysiłku i bez stresogennego myślenia o dalekiej przyszłości. Dlatego odkładamy na później mniej przyjemne sprawy, których wyniki byłoby widać dopiero po długim czasie.

W pułapce idealnego momentu 

Przyjrzyjmy się kilku standardowym sytuacjom, które zapewne każdy z nas choć trochę zna z autopsji:

Przygotowujesz się do epokowych zmian. Przeglądając Instagram trafiasz na hasło „Nowy rok, nowy ja” i wielce zainspirowany mądrością tego zdania biegniesz kupić karnet na siłownię. Po kilku dniach wszystko już przygotowane do wyjścia, ekwipunek grzecznie leży w plecaku i czeka. No i jeszcze sobie poczeka, nie jest bowiem tajemnicą, że ”biega się od poniedziałku”, a niespodziewanie już zrobił się wtorek. Ups.

Po całych latach przeglądania internetu, poszukiwania najlepszych ofert oraz odbyciu setek ożywionych (choć nie zawsze efektywnych) dyskusji ze znajomymi finalnie dokonałeś zakupy gitary. Teraz pozostaje tylko usiąść i zacząć robić karierę rockmana. Otwierasz tutorial na YouTube. Gra na gitarze jest jednak trudniejsza niż się wydawało. Hm. Nowe filmy w polecanych. Wrócę do gitary później.

Gdzieś tam w głębi serca czujesz, że na samych studiach to ty daleko nie zajedziesz, więc chciałbyś przyłączyć się do jakiejś organizacji studenckiej. Ogólnie brzmi dobrze, nowi ludzie, szkolenia, rozwijanie się. Kiedy to oni mają spotkania? Czwartki, aha. A co jest dzisiaj? O cholera czwartek… No dzisiaj nie mogę. Ale za tydzień to już na bank idę. I tak mija Ci kolejne pół roku.

Problem w tym, że większość z nas czeka na, mityczny już, idealny moment. Jak powszechnie wiadomo, moment idealny to nie jest jakiś tam pierwszy lepszy moment, nie nie nie. Nie można  tak po prostu zacząć działać ot tak, tylko niepoważni ludzie tak robią. W ten sposób tłumaczysz sobie to, że minął Ci kolejny dzień, a Ty dalej siedzisz na kanapie z komputerem na kolanach i żyjesz marzeniami. Stajesz się więźniem Idealnego Momentu.

Dla jasności – czekanie aż planety ułożą się w idealnej konfiguracji i zapanuje pokój na świecie nie ma najmniejszego sensu. Moment Idealny nie istnieje, nigdy nie będziesz do końca pewny, przekonany i gotowy do działania, a czekanie na nadejście tego wyimaginowanego widma ograbia Cię tylko z cennego czasu, który mógłbyś poświęcić na coś kreatywnego.

Zacznij od pięciu sekund

Specjaliści prześcigają się w wynajdowaniu kolejnych sposobów na walkę z odwlekaniem. Były już listy zadań do zrobienia, rozwieszania karteczek z przypomnieniem po całym mieszkaniu, kolorowe długopisy do zaznaczania ważnych wydarzeń oraz ustawianie budzika z przypomnieniem. Niedawno usłyszałam o zasadzie pięciu sekund (nie, nie chodzi o czas na podniesienie z podłogi jedzenia, po którym jest ona jeszcze przydatne do spożycia 😉 ). Jej autorką jest Mel Robbins, która przekonuje, że z pozoru banalnie prosta i wręcz naiwna reguła pięciu sekund może paradoksalnie przynieść bardzo dobre skutki. Na czym polega?

Źródło: Pixabay

Kiedy chcemy zabrać się do pracy na którą nie mamy ochoty, powinniśmy na chwilę wyciszyć umysł, odepchnąć od siebie natłok natrętnych myśli i po chwili odliczyć od 5 do 1, po czym bez zastanowienia wykonać pierwszy krok w celu realizacji zadania. Jeżeli mamy do napisania jakąś pracę – po 5 sekundach włączamy program na którym będziemy pracować. Jeżeli chcemy porozmawiać z kimś o dręczącej nas od dawna kwestii – odliczamy od 5 i robimy pierwszy krok w stronę naszego rozmówcy itd. I to wszystko.

Mel dowodzi, że właśnie pięć sekund decyduje o tym, czy zaczniemy pracować czy też może damy sobie czas na to, aby nasz mózg zaczął nas przekonywać jak bardzo jesteśmy zmęczeni i jak bardzo nie potrzebujemy w tej chwili zabierać się do pracy.  Sytuacje które są dla nas nowe, w których nie czujemy się komfortowo, które zmuszają nas do wkraczania na nieznane nam terytorium, powodują na ogół niemały stres. Nasz mózg bardzo szybko zaczyna kojarzyć określone sytuacje, które w przeszłości wywoływały w nas niechęć lub lęk, z bezpośrednim zagrożeniem i usilnie stara się nas przed nim chronić. Jakby nie patrzeć – po prostu dobrze wykonuje swoją robotę. Czy jednak wysłanie swojego CV do firmy w której zawsze chcieliśmy pracować, wykonanie ważnego telefonu, porozmawianie z nową osobą czy w końcu zabranie się za pisanie tej nieszczęsnej pracy magisterskiej stanowi dla nas realne zagrożenie? Uświadamiając sobie jak pracuje nasz mózg możemy nauczyć się wychodzenia poza utrwalone, szkodliwe oraz hamujące nas schematy działania i zacząć się zmieniać na lepsze. Wszystko powoli, stopniowo, zaczynając tylko od pięciu sekund. Czy ta reguła działa? Zachęcam do wypróbowania, nie macie nic do stracenia, a zyskać można bardzo wiele 🙂 Więcej o zasadzie pięciu sekund znajdziecie w tym linku.

Już w krótce więcej o radzeniu sobie z odwlekaniem, a także sposoby na skuteczną naukę i wiele nowych artykułów. Śledźcie nasz blog i do usłyszenia wkrótce 🙂